poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Zmiany

Sporo czasu upłynęło od mojego ostatniego pobytu w Burkina. Jak się można było spodziewać, czekało na mnie sporo zmian. Niektóre zmiany mnie cieszyły, inne zasmuciły. 
Pierwsza zauważalna zmiana była już w stolicy. Taksówki lepsze niż te, którymi zdarzyło się nam jechać wcześniej. Tapicerka z dachu nie spadała na głowę :) Do tego miasto bardzo się rozrosło. W 2007 roku liczyło ok. 200000 mieszkańców, w tym momencie liczy 2 mln. To duży przyrost jak na siedem lat. Zwłaszcza, że w samym centrum nie powstało zbyt wiele budynków. Za to "osiedla" rozciągają się daleko od centrum... Tak duży wzrost ludności powoduje też problemy, np z wodą. Kiedyś, będąc w stolicy, czy to w porze suchej, czy deszczowej, zawsze doświadczaliśmy luksusu mycia się pod bieżącą wodą. Przynajmniej ja zawsze trafiałam na wodę w hotelu. Tym razem czekała nas jednak przykra niespodzianka. Po prawie dwutygodniowym pobycie na wsi, myciu się w wodzie z wiaderka z wielką radością przyjechaliśmy do stolicy. Nadzieja na umycie się pod bieżącą wodą poprawiała nastrój po ciężkiej podróży. Jakie było nasze rozczarowanie, gdy okazało się, że z kranu nie leci woda :( "Za dużo mieszkańców" - tylko tyle powiedziała obsługa hotelu, przynosząc nam wodę w... wiaderku. 
Kolejną zmianą, był wzrost cen. Woda w butelce kosztuje nadal tyle samo, ale już np bułka, orzeszki lub pamiątki - podrożały. Owszem, dalej się targowaliśmy, ale poniżej pewnej ceny nie można było zejść. 
Na to również zwróciliśmy uwagę w Pobe Mengao. Mężczyźni częściej dają kobiecie wózek i osiołka, by mogła zajść po wodę dla całego domu (drogie Panie, mąż na pewno żonie w tym nie pomoże, choćby była w 9 miesiącu ciąży...). To już duża zmiana, bo poprzednio tylko nieliczni zapewniali żonom taki luksus. Jednak jak zawsze - coś za coś. Wzrost cen, który zauważyliśmy dotknął całego kraju. Kobiety mówią, że mają się lepiej i gorzej jednocześnie. Częściej zajadą osiołkiem po wodę, ale za to muszą zarobić więcej pieniędzy, by utrzymać rodzinę.
Jadąc do Pobe Mengao mijaliśmy wioski, które miały doprowadzoną energię elektryczną. W samym Pobe stoją już słupy, jest nawet pociągnięty drut, ale prądu jak na razie nie ma. Podobno w 2015 roku prąd powinien być. Czy na pewno? Zobaczymy.
Wśród tych wszystkich zmian na lepsze są też zmiany, które nie wywoływały uśmiechu na naszych twarzach. Jadąc autobusem z Djibo do Bourzanga przez kilka kilometrów po naszej lewej stronie, na piaszczystym gruncie rozciągały się jak okiem sięgnąć namioty uchodźców z Mali. Już nie gdzieś dalej, w jakimś miasteczku, ale po prostu wzdłuż drogi. Słomiane namioty, przykryte workami i kawałkami starej folii, by ochronić się przed ulewnymi deszczami nie wyglądają zbyt stabilnie. Teren suchy, powiedzieć by można, pustynny, nie napawa nadzieją, na jakiekolwiek plony. Wojna, której nie ma zbyt często w mediach. O której mało się mówi, bo czy nas dotyczy..?
Ostatnia zmiana, o której chcę napisać dotyczy religii. Burkina Faso jest krajem, gdzie kilka religii współistnieje koło siebie. Są muzułmanie (w większości), animiści (ok. 20%) oraz chrześcijanie (katolicy i protestanci). Pierwsza z wymienionych przeze mnie religii była zawsze dość spokojna, można by powiedzieć, że niewidoczna. Podczas naszego wyjazdu widzieliśmy zmianę. Ubiór kobiet i mężczyzn, zachowanie w stosunku do innych pokazywały jasno, jak wiele w tej dziedzinie w tym państwie się zmieniło...
Mathias tuż przed meczem. W tle widać przygotowane słupy energetyczne.
Prysznic na wsi stale wygląda tak samo. Niebiesko-żółte wiaderko to prysznic, w żółtych bidonach przynosi się wodę ze studni i przelewa do zielonego zbiornika na wodę.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz